30 grudnia

Psiego najlepszego - W. Bruce Cameron

Psiego najlepszego - W. Bruce Cameron

Zauroczona świąteczną atmosferą sięgnęłam po książka, która znacznie odbiega od moich preferencji czytelniczych. Bardzo rzadko sięgam po typowe powieści obyczajowe, romanse. Tym razem jednak dałam się oczarować tej niesamowitej historii w książę „Psiego najlepszego”, po którą sięgnęłam ze względu na psi motyw. To ciekawa propozycja na świąteczną lekturę.

Psiego najlepszego” to taki typowy romans, ale.. z niesamowitą psią historią stanowiącą podstawę fabuły. Josh, który nigdy wcześniej nie miał psa nieoczekiwanie musi się zająć ciężarną suką, a wkrótce dodatkowo całą gromadką szczeniaczków. Nie radząc sobie z nową sytuacją zgłasza się o pomoc do lokalnego schroniska, gdzie poznaje czarującą Kerri. Pieski zbliżają tych dwoje do siebie. Tymczasem schronisko jak co roku organizuje akcję „pieski na święta”, w ramach której dzień przed wigilią dokonywanych jest wiele psich adopcji. Czy podopieczni Josha również znajdą kochające rodziny? A przede wszystkim jak opieka nad tą niesforną psią rodzinką zmieni życie głównego bohatera? Tego dowiecie się z lektury :-)

„Psiego najlepszego”, choć może fabularnie nie powala, to ma w sobie wiele uroku. W książce pięknie została ukazana psia miłość i oddanie jakim psy darzą swoich właścicieli. Czytając ją odkryjecie, jak wiele możemy nauczyć się my od naszych psich przyjaciół. Josh otrzymuje niezwykłą lekcję, która wpłynie na całego jego życie. To również piękna historia o tym, jak wiele dobra i serdeczności potrafią obudzić psiaki w ludziach. Postawa głównego bohatera wobec zwierząt jest naprawdę rozczulająca. Josh uczy się jak obchodzić się z psem w ogóle, a tu nagle musi się zająć jeszcze pięcioma szczeniakami. Jego nieporadność i niektóre pomysły (np. śpiewanie maluchom kołysanek) są bardzo urocze. Prawie w każdej recenzji tej książki przeczytacie, że jest urocza, ale wiecie co? To po prostu najbardziej trafne określenie dla tej książki.

Często bywa tak, że polskie wersje tytułów znacząco odbiegają od oryginału. W przypadku „Psiego najlepszego” zdecydowanie bardziej przemawia do mnie tytuł oryginalny - „The Dogs of Christmas”, który lepiej podkreśla świąteczny klimat tej historii. To dobra propozycja na ten świąteczny czas, kiedy jeszcze czuć klimat świąt. Usiądźcie zatem koło choinki, weźcie swojego pupila na kolana i zanurzcie się w lekturze!


17 grudnia

Mroczne zakamarki - Kara Thomas

Mroczne zakamarki - Kara Thomas

Mroczne zakamarki” to debiutancka powieść mojej rówieśniczki, Kary Thomas. To intrygujący thriller psychologiczny z niebanalnym pomysłem, ale nie do końca wykorzystanym potencjałem.

Tessa Lowell wraca po latach do Fayette, prowincjonalnego miasteczka w Pensylwanii, z którego wyjechała jeszcze jako mała dziewczynka. Na miejscu zmierza się z demonami przeszłości. Wraca do wspomnień, które zawładnęły nią gdy była dzieckiem i od których nigdy nie udało jej się uciec. Callie, jej przyjaciółka, została w Fayette. Łączy je nie tylko przygaszona przez 9 lat milczenia przyjaźń, ale także wydarzenia z pewnej letniej nocy, o której bardzo chciałyby zapomnieć. Dziewczyny postanawiają rozgryźć tajemnice sprzed lat mając poczucie, że skazany dzięki ich zeznaniom Wyatt Stokes, który w celi śmierci czeka na proces apelacyjny niekoniecznie jest właściwą osobą we właściwym miejscu.

Choć pomysł na fabułę uważam za całkiem dobry, a rozwiązanie sprawy interesujące, to samo poprowadzenie czytelnika przez tę historię mogłoby być nieco bardziej emocjonujące i wiarygodne. Ponieważ za rozwiązanie sprawy zabierają się dwie nastolatki mam wrażenie, że jest to bardziej powieść dla młodzieży, choć poruszane tematy i klimat w tej historii zupełnie na to nie wskazują. Działania podejmowane przez przyjaciółki były dość naciągane i nieco schematyczne. Poza tym ich postępowanie nie zawsze pasowało do ich profilu osobowości stworzonego przez autorkę. Autorka starała się stworzyć wielowarstwową postać głównej bohaterki, ukazać jej lęki oraz wydarzenia, które ją ukształtowały. Niby robi to całkiem nieźle, ale wplatając to w opowiadaną historię sprawia, że akcja siada, a napięcie opada. Pozostaje jeszcze kwestia zakończenia i wyjaśnienia wszystkich tajemnic odkrywanych w książce. Mam wrażenie, że ostatnie rozdziały zawierające wytłumaczenie wszystkich wątków to streszczenie, sprawozdanie, w którym autorka wyjaśnia co, kto, jak i dlaczego. Mimo że samo rozwiązanie jest nietuzinkowe, to przedstawione jest według mnie dość słabo.

Trzeba przyznać, że autorka stworzyła interesującą postać głównej bohaterki – Tessy, złamana przez swoją przeszłość młoda kobieta, jak sama o sobie mówi jest „strasznie niewydarzona”. Ma problem w nawiązywaniu normalnych relacji, jest zamknięta w sobie i ma niskie poczucie własnej wartości. To wszystko przekłada się na sposób, w jaki postępuje i wybory, jakich dokonuje. I choć miałam poczucie, że autorka nie zawsze była konsekwentna w tym profilu psychologicznym Tessy, to spojrzenie na świat oczami takiej osoby, było dość interesującym doznaniem. Mroczne zakamarki” mają również dość mroczny klimat. Prowincjonalne miasteczko, w którym na każdym kroku skrywają się jakieś tajemnice, a każdy ma jakiś swój mroczny sekret, to znakomite tło dla tej powieści. Mimo, że akcja dzieje się współcześnie, w Fayette czas jakby się zatrzymał.


Mam trochę mieszane odczucia co do „Mrocznych zakamarków”. Mimo tego, że średnio jest poprowadzona akcja, to i tak uważam, że jest to całkiem niezła książka. Porusza ważne tematy dotyczące wychowania, ukształtowania osobowości przez otoczenie, a także konsekwencji decyzji podejmowanych w przeszłości.  

10 grudnia

Recenzja: Jak zawsze - Zygmunt Miłoszewski

Recenzja: Jak zawsze - Zygmunt Miłoszewski

Ile razy zastanawialiście się nad tym, co by było, gdyby tak cofnąć czas? Jak potoczyłyby się Wasze losy? Ba! Jak potoczyłaby się historia, gdyby coś kiedyś zadziało się inaczej? A gdybyś u kresu życia, mając te osiemdziesiąt parę lat, mógł cofnąć się pięćdziesiąt lat wstecz, do swoich najlepszych lat młodości i dostać szansę, aby przeżyć swoje życie raz jeszcze? Czy wszystko potoczyłoby się JAK ZAWSZE?
Jak zawsze” Zygmunta Miłoszewskiego to moje pierwsze spotkanie z tym autorem. Co prawda od dawna mam chrapkę na poznanie jego najsłynniejszej serii z Teodorem Szackim, ale jeszcze jakoś się to nie zdarzyło. Może to i dobrze, bo podobno to zupełnie inny rodzaj literatury, a zatem udaje mi się uniknąć porównań. Próba zgłębienia tajników nowego dla niego gatunku okazała się niezwykle owocna. A dzieło, które stworzył to świetna tragikomedia ironiczno-romantyczna.
Główni bohaterowie przeżywają właśnie 50 rocznicę swojego pierwszego stosunku. W tajemniczych okolicznościach oboje dostają jeszcze jedną szansę – cofają się do roku 1963, do alternatywnej wersji Warszawy. Jeszcze raz stają przed życiowymi wyborami, przed jeszcze jedną szansą przeżycia swojego. To wszystko ma miejsce w niby tej samej, ale zupełnie innej polskiej rzeczywistości. Jestem zafascynowana pomysłem na tę powieść. Co byłoby gdybyśmy po wojnie nie znaleźli się w bloku wschodnim? Jak ukształtowałyby się losy milionów Polaków, gdyby nie czasy PRL, puste półki i walka o każdy towar? Gdyby dano nam wolność wyboru i dobrobyt, idealne warunki do intensywnego rozwoju i sojuszu z Zachodem? Jak jako Polacy wykorzystalibyśmy daną nam szansę? Między innymi do takich refleksji skłania lektura „Jak zawsze”.
Jak zawsze” to również intrygująca podróż po Warszawie, jakiej nie znamy. Jest rok 1963, ale stolica znacząco różni się od tego, jak zapamiętali ją główni bohaterowie. Chodzą tymi samymi ulicami, ale widzą zupełnie inne miasto, choć niektóre dzielnice i ulice funkcjonują w swojej „tradycyjnej” formie. W alternatywnej Warszawie roku 1963 na inne elementy kładziony jest nacisk, powstają inne obiekty i pomniki. Brakuje wizytówki Warszawy – Pałacu Kultury i Nauki. Nawet gdyby fabuła była słaba, to warto byłoby przeczytać tę książkę dla samym opisów tego miasta.
Na uwagę zasługuje też genialne poczucie humoru i sposób poprowadzenia narracji. W pierwszej osobie historię opowiada Grażyna – (prawie) 80-latka w ciele niespełna 30-letniej kobiety próbująca odnaleźć się świecie, w którym role przypisane kobiecie znacząco różniły się od obecnych obyczajów. Grażka ma naprawdę fajne poczucie humoru, do tego jej przemyślenia bardzo trafnie oddają obraz nas samych – współczesnych ludzi, a przede wszystkim naszą polską mentalność. Zdradzę jeszcze, że bohaterka bez ogródek opowiada o swojej seksualności, co czasami bawi, a czasami również jest pretekstem do refleksji o nas samych. Rozdziały opowiadane przez Grażynę przeplatane są przez tradycyjną, 3-cio osobową narrację ukazującą perspektywę Ludwika – mężczyzny, z którym spędziła ostatnie 50 lat. I w tym przypadku historia pełna jest trafnych i ironicznych opisów odnoszących się do dawnych i aktualnych czasów.
Najważniejsze jest to, że „Jak zawsze” to bardzo trafny obraz nas – Polaków. Kim jesteśmy jako naród, jakie wartości wyznajemy i co jest naszą największą wadą narodową? W sposób lekki i przystępny Pan Miłoszewski prezentuje to ze świetnym, ironicznym poczuciem humoru. „Jak zawsze” to nie tylko doskonała rozrywka, ale także punkt zaczepienia dla dalszych rozważań. Lubię, kiedy literatura, powiedzmy „rozrywkowa”, niesie za sobą jakieś większe przesłanie.

Ja jestem zachwycona tą powieścią. „Jak zawsze” ujmuje oryginalnym pomysłem na podróż w czasoprzestrzeni do alternatywnej przeszłości narodu polskiego. Autor bawi się przy tym formą oferując nam świetną rozrywkę połączoną z lekcją o nas samych. Książka choć zabawna i dowcipna skłania do wielu refleksji nad współczesnym człowiekiem oraz nad naszymi cechami narodowymi. 

26 listopada

Recenzja: Czasami kłamię - Alice Feeney

Recenzja: Czasami kłamię - Alice Feeney

Dobry thriller, to dla mnie przede wszystkim zaskakujące zwroty akcji i napięcie towarzyszące nam przez całą lekturę. „Czasami kłamię” - debiutancka powieść Alice Feeney spełnia te kryteria idealnie. Sięgając po tę książkę niejednokrotnie otworzycie usta ze zdziwienia, jak bardzo pokręcona jest historia dwóch sióstr: Amber i Claire.

Amber jest w śpiączce. Utraciła zupełną kontrolę nad własnym ciałem, a jednak jej umysł pracuje na najwyższych obrotach. Rozdział po rozdziale, bohaterka odkrywa przed sobą samą i przed czytelnikiem dni poprzedzające wypadek samochodowy, któremu uległa w święta Bożego Narodzenia. Historię te przeplatają migawki teraźniejszości, przy szpitalnym łóżku czuwają mąż i siostra, pacjentkę odwiedza również tajemniczy mężczyzna, którego podświadomie boi się Amber. Właściwą fabułę przeplatają zapiski z pamiętnika 10 letniej dziewczynki ukazując genezę zdarzeń, do których dochodzi tu i teraz. Już samo to wydaje się nieco poplątane, czyż nie? A teraz dołóżmy do tego fakt, że Amber czasami kłamie. Co jest prawdą, a co nie? Komu wierzyć i czyją stronę wybrać? A przede wszystkim.. o co w tym wszystkim chodzi? To skomplikowane, ale dopiero czytając tę książkę odkryjecie jak bardzo.

Na uwagę zasługuje przede wszystkim pomysł przyjęcia pierwszoosobowej narracji osoby, która niemal całkowicie odcięta jest od zewnętrznego świata. Nie może otworzyć oczu, nie panuje nad swoją fizjologią, przy życiu podtrzymują ją maszyny, ale jest tutaj z nami. Ona słyszy, ale nie jest w stanie nawiązać kontaktu ze światem zewnętrznym. A więc tylko leży, myśli i czuje. To zaskakujący pomysł, ale moim zdaniem bardzo udany. Szokującym doznaniem było również odkrywanie szczegółów relacji pomiędzy siostrami. Autorka mistrzowsko zbudowała historię Amber i Claire. Za każdym razem, kiedy wydawało mi się, że trochę rozumiem o co w tej relacji chodzi, okazywało się, że to szalona gra. A przecież Amber czasami kłamie…

Akcja w „Czasami kłamię” toczy się błyskawicznie, właściwie każdy rozdział przedstawia nam jakiś nowy ważny element układanki. To bardzo zawiła i nieprzewidywalna układanka. Na pewno czytając książki tego typu, podobnie jak ja, próbujecie przewidzieć zakończenie, przechytrzyć autora, aby móc z dumą (i rozczarowaniem) oznajmić, że przejrzeliście go na wylot. W tym przypadku historia jest tak pokręcona i szokująca, że po prostu nie da się przewidzieć jak potoczy się akcja. Nawet jeśli będzie Wam się wydawało, że wiecie, do czego to wszystko zmierza, na koniec i tak szczęka uderzy wam o podłogę, gdy poznacie finał. To jedna z najbardziej pokręconych i zaskakujących książek, jakie czytałam w ostatnim czasie.


Przyznaję, że pojawiały się momenty, w których dochodziłam do wniosku, że autorka przesadziła, że to, do czego dochodzi w tej historii to już za daleki odlot. Chociaż z drugiej strony, te wszystkie zdarzenia składają się na historię, która na długo zapada w pamięć. Bo choć już na początku wiemy, że książka ta skrywa pewne tajemnice, to nie sposób przewidzieć, że to tylko wierzchołek góry lodowej. Ja polecam gorąco tę lekturę. Fakt, że akcja toczy się w okolicach Bożego Narodzenia sprawia, że jest to idealny czas na jej lekturę! 

19 listopada

Recenzje: Większość bezwzględna - Remigiusz Mróz

Recenzje: Większość bezwzględna - Remigiusz Mróz

W kręgach władzy w końcu mogę nazywać moją ulubioną serią Remigiusza Mroza! A jest to możliwe z dwóch powodów: po pierwsze, nareszcie doczekałam się premiery Większości bezwzględnej – drugiego tomu z serii, który sprawia, że Wotum nieufności nie jest już niezależną powieścią. Po drugie, jestem po jej lekturze i… och, co to było!?! Akcja w drugim tomie nie zwalnia, wręcz przeciwnie, dzieje się o wiele więcej, a Remigiusz zdecydował się na kilka bardzo odważnych rozwiązań.

Nie będę zdradzać zbyt wielu tajników fabuły, bo książka ta jest kontynuacją wydarzeń z Wotum nieufności (uwaga, jeśli nie czytaliście jeszcze pierwszej części, nie czytajcie opisu wydawniczego, bo jest tam mega spoiler – dla mnie nie do wybaczenia). Akcja zaczyna się miesiąc po finale pierwszego tomu. W kręgach władzy trwa kryzys, afera goni aferę, a niedługo w Polsce ma odbyć się międzynarodowy szczyt. Pojawią się doniesienia o rzekomym zagrożeniu terrorystycznym, w sejmie panuje zamęt, powstają układy i układziki, politycy sięgają po różnego rodzaju manipulacje i pakty, aby tylko osiągnąć swoje cele. A wszystko to osadzone jest w realiach naszego polskiego systemu prawnego. Ja jestem zachwycona!

Już przy Wotum nieufności wspominałam, jak fascynujący świat polskiej polityki wykreował autor. W Większości bezwzględnej ten świat wciąż jest tak samo interesujący, wciąż cechuje się dużym realizmem (w końcu po polskich politykach można się spodziewać wszystkiego!). Po lekturze drugiego tomu, muszę stwierdzić, że choć stworzona przez Remigiusza seria zalicza się do gatunku political fiction, nie sposób nie dostrzegać inspiracji z prawdziwej sceny politycznej. Już w pierwszym tomie widziałam pewne podobieństwo Hauera do jednego z polityków (w którym się utwierdzam), w tej części pojawia się Zwornicki, którego też trudno nie powiązać z jednym z obecnych posłów. Doceniam również wszystkie postacie stworzone przez Remigiusza na potrzeby serii, a także fakt, iż autor nie pozwala nam się nudzić wprowadzając nowe osoby, które wpływają na rozwój akcji razem z poznaną w pierwszym tomie grupą.

W drugim tomie dostrzegam dodatkowo wartość edukacyjną. O ile na przykład w serii z Chyłką, Remigiusz pozwala sobie na sporo odstępstw od przepisów polskiego prawa, o tyle w przypadku Większości bezwzględnej odnoszę (mam nadzieję słuszne) wrażenie, że poruszamy się w meandrach prawdziwego prawa. Lektura pozwala zagłębić się w zawiłości polskiej konstytucji, dopatrzyć się jej słabości i wielości możliwości interpretacyjnych. Gdybym była na studiach, książka ta z pewnością pozwoliłaby mi lepiej przyswoić wiedzę z prawa konstytucyjnego ;-) Ale nie obawiajcie się! To, że jest wiele odniesień do naszej Konstytucji wcale nie jest nudne! Wręcz przeciwnie, nadaje powieści jeszcze większego realizmu.

Nie sposób również nie wspomnieć o zakończeniu. Remigiusz Mróz przyzwyczaił nas już do zaskakujących finałów, ale tym razem zdecydował się na coś, czego nawet po nim się nie spodziewałam. Wciąż jestem w szoku. Jestem ciekawa, w jaki sposób autor dalej pokieruje akcją w tej alternatywnej polskiej rzeczywistości politycznej. Ma teraz duże pole do popisu. Choć przy wydarzeniach, które się tam dzieją jakoś łatwiej jest spoglądać na niewinne igraszki naszych prawdziwych polityków.


PS. Nie jestem aktualnie pewna, czy bardziej nie mogę się doczekać kolejnego tomu, czy serialu jaki powstaje na podstawie serii! Chyba jednak z większym utęsknieniem czekam na Władzę absolutną...

07 listopada

Recenzja: Komisarz - Paulina Świst

Recenzja: Komisarz - Paulina Świst


Tajemnicza Paulina Świst powraca z nową książką! Nie tak dawno głośno było o „Prokuratorze”, debiutanckiej powieści autorki, w której wkroczyliśmy w świat śląskiego półświatka. Gorący romans Kingi i Zimnego zaostrzył apetyt na więcej. I oto jest ona, kontynuacja zatytułowana „Komisarz”. Czego możemy się spodziewać w nowej powieści?

W „Komisarzu” Kinga i Zimny ustępują miejsca Zuzannie i Wyrwie. Zuzanna to typowa córeczka tatusia. Tylko, że tym tatusiem jest jeden z najważniejszych śląskich biznesmenów. Zuza całe życie trzymana była w złotej klatce, wychuchana i oderwana od prawdziwego życia. Radosław Wyrwa to komisarz gliwickiej policji, którego mieliśmy okazję poznać w „Prokuratorze”. Otrzymuje on zlecenie rozpracowania zorganizowanej grupy przestępczej zajmującej się handlem ludźmi. Jego ścieżki krzyżują się z Zuzanną, której komisarz musi zapewnić ochronę. W rozwiązanie sprawy powiązanej ze śląską mafią angażują się dobrze znani z „Prokuratora” Kinga Błońska i prokurator Zimnicki. Pojawiają się także inne (lubiane i nielubiane) postaci z poprzedniej powieści autorki.

Tym razem narracja prowadzona jest przez Zuzannę i Wyrwę. Bardzo lubiłam poznawać punkt widzenia Kingi i Zimnego w „Prokuratorze”, ale cieszę się, że autorka odsunęła te postacie na drugi plan. Ciągnięcie ich wątku miłosnego zakrawałoby na telenowelę. Myślę, że rozwiązanie zastosowane przez Paulinę to dobry kompromis. Lubiana para została, ale pierwsze skrzypce grają zupełnie nowe osoby.

Akcja w nowej powieści Pauliny Świst nie zwalnia tempa. Co do wątków miłosnych i erotycznych, to muszę stwierdzić, że w „Prokuratorze” było goręcej. Zuzanna dopiero odkrywa czego tak naprawdę chce od życia, jest nieco nieporadna i trochę mdła. Nie budzi takiej sympatii jak Kinga, główna bohaterka Prokuratora. Namiętnych scen nie ma wiele, a jeżeli już są, to nie jest to już „ostry seks i ostra jazda” jak szumnie głosi opis na okładce. Nie mówię, że to źle. Przynajmniej odrzucamy porównania do „50 twarzy Greya”. Mam wrażenie, że tym razem autorka większą uwagę zwraca na wątki kryminalne, prowadzona sprawa zajmuje zasłużoną ilość miejsca w fabule. Jeśli miałabym porównać wątki kryminalne, to Komisarz wygrałby z Prokuratorem. Prowadzona sprawa jest dużo bardziej złożona i ciekawa. Wątki poboczne z obu części przeplatają się i zazębiają odkrywając przed czytelnikiem kolejne fakty. Przestępcza i mafijna śląska rzeczywistość wykreowana przez autorkę już niedługo nie będzie kryła przed nami żadnych tajemnic. A może to dopiero wierzchołek góry lodowej? Tak czy owak, może to stanowić dobrą podstawę dla kolejnych części!

Świat stworzony przez Paulinę Świst w jej powieściach zaczyna mi się podobać. Nie żebym lubiła mafijnych gangsterów i szemrane interesy, ale to nie jest po prostu tropiony złoczyńca, ale cały system naczyń połączonych, który chętnie będę rozpracowywała razem z (być może nowymi) bohaterami w kolejnych częściach, które mam nadzieję powstaną.


Jedno się nie zmieniło w stosunku do „Prokuratora” - zabierając się za „Komisarza” spodziewajcie się wciągającej lektury, którą trudno będzie odłożyć na półkę nieprzeczytaną. Szybka i trzymająca w ciągłym napięciu akcja sprawia, że nawet się nie obejrzycie, a dotrzecie do zaskakującego zakończenia, jakie przygotowała dla nas autorka.  

01 listopada

Recenzja: Ciemna strona. Mud Vein – Tarryn Fisher

Recenzja: Ciemna strona. Mud Vein – Tarryn Fisher



„Ciemna strona. Mud Vein” to najnowsza powieść Tarryn Fisher, autorki takich bestsellerowych powięsci jak „Margo” i „Bad mommy”. Każda kolejna książka tej autorki to podróż po ludzkiej psychice, to skomplikowane osobowości i nietuzinkowe pomysły na wciągające historie. Jej książki to także utrzymująca w ciągłym napięciu narracja, która sprawia, że trudno oderwać się od lektury. Co tym razem oferuje nam autorka w „Ciemnej stronie”?

Popularna pisarka (główna bohaterka i narratorka) budzi się uwięziona w obcym domu na krańcu świata. Została porwana, ale porywacz się nie ujawnia. Senna musi odkryć czy i w jaką grę została wciągnięta, a przede wszystkim gdzie w jej przeszłości kryją się wskazówki pozwalające na rozwikłanie tajemnicy. Może nie brzmi to jakoś oryginalnie, ale zapewniam Was, że Tarryn Fisher nie raz zaskoczy tym, w jaki sposób pokierowała akcją w tej książce. Czuć w tej historii powiew świeżości, autorka odchodzi od utartych schematów i wciąż poszukuje nowych sposobów na to, aby wgnieść czytelnika w fotel. Tym razem muszę przyznać, że jej się to udało. Choć początkowo nie byłam przekonana do fabuły „Ciemnej strony”, to jako całość tworzy przyprawiającą o dreszcze historię. Chwała Tarryn za to, że w końcu udało jej się nie zepsuć dobrego pomysłu na powieść słabym zakończeniem!

Jak na Tarryn Fisher przystało, w „Ciemnej stronie” nie brakuje skomplikowanych konstrukcji psychologicznych. Po raz kolejny stworzeni bohaterowie stanowią najmocniejszy punkt tej książki. Czytając powieści autorki ma się wrażenie, że normalni ludzie nie istnieją, że każdy kryje jakąś swoją ciemną stronę. To właśnie w tych mrocznych zakamarkach kryje się prawda o nas samych. I być może to nadaje powieści uniwersalny charakter. Choć może trudno jest zrozumieć skomplikowaną psychikę głównej bohaterki i jej wybory, a w jej przeszłości kryje się za dużo „wszystkiego”, to ja uwierzyłam, że gdzieś kiedyś na tym świecie mogłaby żyć taka Senna Richards. Jedyne do czego mogę się przyczepić to okładkowa informacja o tym, że jest to „mroczna, hipnotyzująca historia, która może się przydarzyć każdemu”. W to akurat trudno uwierzyć, jak dla mnie taka kompilacja zdarzeń nie może się zdarzyć. Chociaż kto wie…

Ciemna strona” to zaskakujący thriller psychologiczny ze skomplikowanym wątkiem romantycznym. To książka, która wciąga i sprawia, że zatracamy się w lekturze. Uważam, że to bardzo mądra książka, która pozwoli spojrzeć we własną przeszłość w poszukiwaniu swojej ciemnej strony. Każdy z nas skrywa coś, co wpływa na to jacy jesteśmy dziś i jak postrzegamy świat. Problem pojawia się gdy ciemna strona zaczyna rządzić człowiekiem. Tak czy owak.. wszyscy umrzemy, pytanie tylko kiedy i co uda nam się przeżyć przed tym ostatecznym końcem.

Najnowszą powieść Tarryn Fisher polecam na długie zimowe wieczory. Przygotujcie się na skomplikowane osobowości i niestandardowe zwroty akcji, a także na śnieg, dużo śniegu. Według mnie to najlepsza z czytanych przeze mnie powieści tej autorki.


Copyright © 2016 Uwaga czytam , Blogger