13 marca

Wszystkie pory uczuć. Wiosna – Magdalena Majcher

Wszystkie pory uczuć. Wiosna – Magdalena Majcher


Z wielką radością niosę Wam wieść!! Idzie wiosna! I choć prognozy pogody zapowiadają, że zima nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa, to z wielką przyjemnością mogę Wam zaprezentować książkę, która wiosnę wprowadzi do niejednego serca. „Wszystkie pory uczuć. Wiosna” to moje pierwsze spotkanie z twórczością Magdaleny Majcher, choć czuję, że nie ostatnie.

Ewelina to przeciętna kobieta, której najważniejszym pragnieniem jest zakosztowanie macierzyństwa, choć lekarze nie pozostawili jej złudzeń – nigdy nie urodzi dziecka. To kobieta, z którą niejedna Polka z łatwością może się utożsamić. Mieszka w 50-metrowym mieszkaniu na Śląsku, ma męża i satysfakcjonującą pracę. Ma zupełnie normalne pragnienia i potrzeby. To wszystko sprawia, że opowiadana historia tak łatwo gra na naszych emocjach.

Ewelina wraz z mężem decydują się na adopcję. Wydaje mi się, że autorka bardzo dobrze odrobiła pracę domową. Przeprowadza nas bowiem przez wszystkie zawiłości procesu adopcyjnego w naszych polskich realiach. Małżeństwo ma okazję poznać i zapewnić nowy dom dziewięcioletniemu Piotrkowi, u którego w chwili narodzin stwierdzono FAS – alkoholowy zespół płodowy. Dzięki lekturze możemy przyjrzeć się problemom, z jakimi muszą się zmierzyć adopcyjni rodzice przyjmując pod swój dach dziecko, które jest w takim wieku, że ma już ukształtowaną tożsamość, a FAS wcale nie ułatwia sprawy. Niewiele na ten temat w Polsce się mówi, a temat jest dość ważny biorąc pod uwagę kulturę spożywania alkoholu w Polsce. Jestem zdania, że każda cegiełka, która może podnieść świadomość społeczną w takich trudnych dziedzinach jest potrzebna. A najnowsza książka Magdaleny Majcher właśnie taki cel osiąga.

Wiosna” to zwyczajna historia. To jedna z tych historii, których zdarza się pewnie wiele. Nie ma w niej może fabuły zapierającej dech w piersiach ani nagłych zwrotów akcji. A mimo to, z przyjemnością sięgałam po tę lekturę i trudno było mi przerwać. Jest to pięknie opowiedziana opowieść niosąca za sobą wiele mądrości i uświadamiająca wiele ważnych kwestii. Dzięki niej poznajemy proces adopcyjny od środka – bez upiększania, bez cukierkowego obrazu, ale z przedstawieniem trudności, z jakimi borykają się rodzice (z akceptacją otoczenia włącznie). Do tego dochodzi ogrom wiedzy zgromadzonej przez bohaterkę (a tym samym autorkę) na temat FAS.

Po tym wszystkim co napisałam, możecie poczuć, że książka może być dość przytłaczająca. Nic bardziej mylnego. Autorce udało się poruszyć tak ważne i trudne tematy w lekką i naprawdę przyjemną powieść. Przeplatająca się fabuła ukazująca raz po raz historię miłości oraz pierwsze zmagania z adopcyjnym synem zapewnia odpowiednie proporcje pomiędzy poruszanymi wątkami. Polecam, a przecież zazwyczaj nie jestem miłośniczką powieści obyczajowych!



10 marca

Z nienawiści do kobiet - Justyna Kopińska

Z nienawiści do kobiet - Justyna Kopińska



Justyna Kopińska, najbardziej nagradzana polska dziennikarka śledcza, powraca z nową książką. Dokładnie w Dzień kobiet, 8 marca, swoją premierę miał nowy zbiór reportaży „Z nienawiści do kobiet”. I choć data premiery oraz tytuł wskazywały, że mowa będzie przede wszystkim o kobietach, to Pani Kopińska zaoferowała nam mieszankę tematyczną podobną do tej z „Polska odwraca oczy”.

Z nienawiści do kobiet” to nowe historie, nowe poruszane tematy, ale też powrót do tych historii i wątków, które znamy z „Polska odwraca oczy”. Jeśli znana jest Wam twórczość autorki, to raczej nie będziecie zaskoczeni. Justyna Kopińska po prostu trzyma poziom. Może w „Polska odwraca oczy” poznaliśmy nieco więcej naprawdę mocno szokujących historii, takich z bardzo negatywnym obrazem aparatu państwowego, ale w nowej książce również nie zabrakło bulwersujących spraw. 

Zbiór reportaży otwiera premierowa opowieść syna o Violetcie Villas, która mnie osobiście rozczarowała. Jak na tak barwną postać, opowieść ta jest po prostu zbyt spokojna. Choć rozumiem, że zamierzeniem było ukazanie innej twarzy artystki, to do mnie ta historia nie trafiła. Pozostałe historie w pełni zaspokoiły jednak mój czytelniczy głód. Po raz kolejny wywołały wściekłość, niedowierzanie i szczere oburzenie postawami władz i instytucji zaufania publicznego czy nieskutecznym wymiarem sprawiedliwości. O niektórych z opisywanych tematów dane było mi posłuchać w ubiegłym roku na spotkaniu autorskim, gdy Pani Justyna opowiadała nad czym właśnie pracuje. Mimo to, sprawa księdza pedofila, który nadal odprawia msze święte mocno zszokowała mnie gdy poznałam jej szczegóły. Wciąż zaskakuje również nieudolność organów ścigania w temacie odnoszącym się do reportażu o zakłamywaniu statystyk policyjnych, który można przeczytać w „Polska odwraca oczy”. Całość zamyka bardzo interesujący wywiad-rzeka z Panią Kopińską, który jest równie wartościowy, co niejeden artykuł w zbiorze. Ale tu mogę być nieobiektywna, bo według mnie dziennikarka ta jest jedną z najbardziej inspirujących i godnych naśladowania kobiet w Polsce. Jestem pełna podziwu dla jej pracowitości, rzetelnej pracy dziennikarskiej oraz zawziętości w gromadzeniu i analizowaniu materiałów w sprawach, o których pisze.

Jak na wstępie zaznaczyłam, wcale nie jest tak, że reportaże w zbiorze traktują o kobietach, czy nienawiści wobec nich. Tytuł jest bardzo mylący. W „Z nienawiści do kobiet” znajdziecie również historie, w których kobiety nie odgrywają żadnej roli (np. o homoseksualnych katolikach). Nie ukrywam, że najbardziej oburzające były jednak te, które do kobiecości się odwoływały.

Mam jeszcze jedno zastrzeżenie – zbiór jest zdecydowanie za krótki! Ponad 200 stron spokojnie można przeczytać w jeden dzień. Duża czcionka, wysoka interlinia i rozrzutny układ tekstu sprawia, że w książce znajdziemy tylko 8 reportaży plus wywiad z autorką. To moim zdaniem niewiele, choć na tyle dużo, abym po raz kolejny załamywała ręce na to w jakim kraju przyszło nam żyć. Po raz kolejny z niejednej historii wyłania się obraz Polski, która odwraca oczy.

03 marca

Biały latawiec - Ewelina Matuszkiewicz

Biały latawiec - Ewelina Matuszkiewicz

Wy też już macie dość zimy i marzycie o tym, aby nadeszła wiosna, a po niej ciepłe lato? Dopóki za oknem wciąż czekają na nas siarczyste mrozy, ja proponuję sięgnąć po książkę, która ogrzeje nas ciepłem… nie tylko tym mierzonym termometrem. „Biały latawiec” to podróż do Kozienic – prowincjonalnego miasteczka, o którym nigdy wcześniej nie słyszałam, a które skradło moje serce, podobnie jak historia stworzona przez Ewelinę Matuszkiewicz w „Białym latawcu”.

Kozienice, Boże Ciało. Przypadkowi mieszkańcy i nieprzypadkowe zdarzenia dają początek świetnej fabule. Na pozór niepowiązane ze sobą migawki z życia mieszkańców układają się w intrygującą i wciągającą historię, która sprawia, że „Biały latawiec” czyta się jak dobry kryminał. To taka powieść obyczajowa, w której wszystko jest takie, jak należy. Wyraziści i frapujący bohaterowie, wśród których autorce udało się uchwycić cały katalog typowych postaci z prowincjonalnej wioski, stanowią trzon książki. Różnorodność postaci, prezentowanie ich historii i postaw sprawia, że „Biały latawiec” to nie tylko historia powracającej do Kozienic młodej kobiety, która postanawia zamieszkać w domu odziedziczonym po dziadku pozostawiając w tyle przytłaczającą Warszawę. Tu każda postać drugoplanowa ma swoje pięć minut, w których gra pierwsze skrzypce. Myślę, że każdy znajdzie tu coś dla siebie, to jest bohatera z którym może się utożsamiać, rozumiejąc jego rozterki i problemy. W Kozienicach nie brakuje nadziei na nowy początek, intryg, tajemnic, nierozwiązanych spraw z przeszłości, zakazanej miłości i mrzonek o lepszej przyszłości. A to wszystko w zgodzie z naturą i przyrodą w pełni obudzoną do życia, gdzie burza zwiastuje nadejście niejednych problemów.

Autorka stworzyła bardzo przyjemną książkę w której, choć poruszanych jest sporo trudnych tematów, nie brakuje jednak ciepła i sielankowego klimatu małego miasteczka. Stworzony obraz Kozienic zachęca do wizyty w tym mieście. Mimo typowej małomiasteczkowej mentalności mieszkańców wydaje się być ostoją, miejscem bliskim naturze. Aż chce się spakować walizkę i uciec w otoczenie tej kojącej przyrody, razem z mieszkańcami włączyć radio, zamknąć oczy i słuchać nie tylko odgrywających istotną rolę w fabule audycji radiowych, ale także piosenek, których fragmenty wplecione zostały w książkę w postaci tytułów rozdziałów.

Lektura „Białego latawca” to świetna odskocznia od krwawych thrillerów, które zdominowały ostatnio moje czytelnicze zapędy. To lekka historia, która skrywa w sobie niejedną tajemnicę. Mam nadzieję, że również zdecydujecie się je rozwikłać.   

21 lutego

Ocalałe - Riley Sager

Ocalałe - Riley Sager

Tam, gdzie w większości thrillerów pojawia się napis KONIEC pojawiają się one – OCALAŁE, które jako jedyne cudem uniknęły śmierci w masakrach. „Ocalałe”, bo o tej książce mowa to pełen nieoczywistych zwrotów akcji thriller. Ich przeznaczeniem było umrzeć. Jak to jest żyć jako ocalała? Dowiecie się wkrótce, bo jeśli jesteście koneserem gatunku, z pewnością sięgniecie po tę pozycję.

Quincy wiedzie z pozoru normalne życie. Utrzymuje się z prowadzenia bloga kulinarnego, zatem jej głównym zajęciem jest pieczenie i fotografowanie przyrządzonych pyszności. U swego boku ma kochającego i wyrozumiałego partnera, który pracuje jako prawnik z urzędu i ma spore aspiracje do awansu. Quincy zdaje się być zadowolona ze swojego życia. Ma pewne blizny (na ciele i duszy), które przypominają o zdarzeniu, do jakiego doszło przed dziesięcioma laty, ale wygląda na to, że jako tako uporała się z traumatyczną przeszłością. Pamiętajmy jednak, że Quincy jest jedną z Ocalałych. Ten medialny przydomek na trwałe zaistniał w świadomości społeczeństwa. Co jakiś czas, co ciekawsi dziennikarze wtrącają się w życie tych, które uszły z życiem. Pewnego dnia wszystko się komplikuje zaburzając misternie budowaną przez Quincy poukładaną rzeczywistość. Bohaterka chcąc nie chcąc musi stawić czoła przeszłości i pewnym nierozwiązanym sprawom...

Historia wciąga od pierwszego rozdziału. Nie żebym jakoś specjalnie polubiła główną bohaterkę, bo czasami może jest dziwna i irytująca. Ale to nie na moich oczach zabito wszystkich moich przyjaciół więc nie mogę mieć jej za złe, że jest jaka jest. Radzi sobie. Jakoś. Na tyle, na ile jest to możliwe po takich przeżyciach. Dzięki pierwszoosobowej narracji mamy okazję poznać całkiem dokładnie portret psychologiczny głównej bohaterki. Ułatwia to zrozumienie wielu kwestii, a także pozwala wczuć się w jej sytuację. Zasadniczo, pozostałe postacie stworzone przez autora są wyraziste i ciekawe, no może z małymi wyjątkami.

Najważniejsza jest tu jednak fabuła i gra, jaką toczy z nami autor. Za każdym razem, kiedy wydaje się, że można już śmiało snuć pewne przypuszczenia co do rozwiązania zagadki, następuje kolejny zwrot akcji, który nasze przypuszczenia roznosi w pył. To nieustanna huśtawka emocji. Czasami byłam nawet zła na autora, bo już myślałam, że go rozgryzłam, a tu znowu jakiś twist. Mimo to, mnie osobiście zakończenie szczególnie nie zaskoczyło, choć słyszałam wiele głosów, że innych wbija w fotel. Dla mnie było w porządku, ale gdzieś po drodze miałam przebłyski, że rozwiązanie może pójść w tym kierunku. Niemniej jednak w ogóle nie osłabiło to wrażenia, jakie wywarła na mnie książka. Bo warto również zauważyć, że „Ocalałe” to dobrze dopracowana historia, w której nic nie jest przypadkowe. Na każdym kroku możecie zgromadzić poszlaki kierujące do finału. Podczas lektury w głowie buduje się wiele alternatywnych scenariuszy. Aż chce się jak najszybciej dotrzeć do końca, aby sprawdzić, czy któryś z nich się urzeczywistnił.

Polskie wydanie zawiera na okładce rekomendację Stephena Kinga, według którego „Ocalałe” to „fenomenalny thriller. Najlepszy, jaki przeczytasz w tym roku.” Co prawda, mamy dopiero początek roku i byłabym daleka od okrzyknięcia tej książki najlepszą w całym roku, ale póki co to rzeczywiście najlepszy thriller tego roku. Gdy już zdecydujecie się sprawdzić, jak to jest być OCALAŁĄ, jestem przekonana, że lektura pochłonie Was i wypluje na koniec. 

13 lutego

Anatomia skandalu - Sarah Vaughan

Anatomia skandalu - Sarah Vaughan

Do „Anatomii skandalu” podeszłam ze sporym dystansem. Okładka może niespecjalnie wyróżnia się z tłumu, ale do lektury zachęcił mnie opis wydawniczy głoszący, że to idealna książka dla fanów „House of cards”. No jakże mogłabym nie sięgnąć? I dobrze zrobiłam, bo to naprawdę bardzo dobry dramat sądowy osadzony w świecie brytyjskich elit.

Anatomia skandalu” to trzymająca w dużym napięciu powieść koncentrująca się wokół oskarżenia o gwałt. Przystojny, szanowany i polityk na wysokim stanowisku zostaje oskarżony o przestępstwo seksualne przez swoją byłą kochankę. Prawniczka, która podejmuje się prowadzenia oskarżenia jest przekonana o winie James. Jego żona wierzy (chce wierzyć), że jej kochający mąż, ojciec ich dzieci jest niewinny. Wraz z kolejnymi rozdziałami stopniowo poznajemy szczegóły, które wpływają na sposób postrzegania głównych bohaterów.

Poza wciągającą fabułą „Anatomia skandalu” zafascynowała mnie tajemnicami brytyjskiego systemu prawnego. Ta uderzająca dostojność, kostiumy, peruki i niuanse, które mają ogromne znaczenie składały się na bardzo interesujący klimat – taki typowo brytyjski, ale jeszcze bardziej podniosły. Przyznaję, że lektura tej książki to dla mnie podróż w nieznane, do świata brytyjskich wyższych sfer, gdzie najważniejsze jest zachowywanie odpowiednich pozorów, kalkulowanie tego co się w danym momencie najbardziej opłaca. Choć polityczne gierki nie odgrywały tu pierwszoplanowej roli, a porównywanie ich z tym co znamy z „House of cards” nie ma większego sensu, to i tak były one dobrym uzupełnieniem dla opowiadanej historii.

Autorka bardzo taktownie poruszyła w tej książce kwestię przemocy seksualnej wobec kobiet oraz konsekwencji, jakie niosą takie czyny. To niezwykle trudne, bo i temat jest bardzo delikatny. Wydaje mi się, że kreując bohaterów udało się uchwycić to co najważniejsze w takim przypadku. Emocje towarzyszące bohaterom nie sprawiały wrażenia przerysowanych. Przynajmniej ja uwierzyłam w ich toki myślenia. Naprawdę doceniam osobowości, które na potrzeby tej historii stworzyła poszczególnym postaciom autorka. Zarówno Kate, jak i Sophie (żona oskarżonego polityka) to bardzo interesujące postacie ze swoimi przeżyciami i doświadczeniem życiowym. Może jedynie postać Jamesa zasłużyła na nieco więcej uwagi autorki.

Na początku lektury irytowało mnie, że autorka nie dość że postanowiła poprowadzić akcję dwutorowo – co jakiś czas cofaliśmy się w czasie, aby poznać pewne zdarzenia z przeszłości, to jeszcze w opisie bieżących wydarzeń uwzględniano perspektywę różnych osób. Przy tym wszystkim tylko główna bohaterka mówiła w pierwszej osobie. Jak dla mnie było tego trochę za dużo i zabrakło spójności między tymi narracjami. Jednocześnie jednak zauważyłam, że poznawanie różnych perspektyw pozwalało na rozłożenie na czynniki pierwsze tego co się wydarzyło, zrozumienie co jest prawdą, a co nie.

„Anatomia skandalu” to według mnie bardzo dobra książka. Choć dotychczas na książkowe sale sądowe wkraczałam tylko wraz z Chyłką i Zordonem, to z chęcią częściej sięgnę po literaturę tego typu. Być może czas na amerykański system prawny? Może polecicie mi jakąś pozycję?

09 lutego

Kredziarz - C.J. Tudor

Kredziarz - C.J. Tudor

Kredziarz” to jedna z tych książek, wokół których robi się dużo szumu jeszcze na długo przed premierą. To pozycja, która intryguje oryginalnym motywem, niebanalnym wydaniem i obietnicą zbadania nie rozwikłanej tajemnicy z przeszłości. A gdy w to wszystko zamieszane są dzieci z niewielkiej społeczności, moje nadzieje na wspaniałą czytelniczą ucztę są ogromne. Przede wszystkim „Kredziarz” to bardzo intrygujący debiut, po który śmiało możecie sięgnąć w ramach #UwagaWyzwanie2018.
Wszystko zaczyna się trzydzieści lat temu. Eddie wraz z przyjaciółmi spędzają beztrosko wakacje. Jak na dzieci przystało, tu i ówdzie szukają okazji, aby trochę narozrabiać, przeżyć coś ciekawego. Nieco znudzeni latem w sennym miasteczku, wpadają na pomysł wprowadzenia do codziennej komunikacji kodów. I tak oto zaczynają rysować kredą symbole, których znaczenie znają tylko przyjaciele. Pewnego dnia ta niewinna zabawa zmienia się w coś, co będzie wzbudzało w nich dreszcz grozy przez wiele kolejnych lat. A wszystko za sprawą odnalezionych zwłok, do których prowadzą kredowe znaki.
O wydarzeniach, jakie miały miejsce trzydzieści lat temu w prowincjonalnym miasteczku opowiada nam Eddie. Akcja w książce toczy się dwutorowo, zatem dziecięce wspomnienia przeplatają rozdziały z czasów obecnych, gdy Ed jest już dorosły a wydarzenia z przeszłości wracają domagając się rozwikłania skrywanych tajemnic. Mimo pierwszoosobowej narracji prowadzonej przez tę samą postać, mamy niejako do czynienia z dwiema różnymi osobami. Autorka bardzo dobrze oddała punkt widzenia zarówno dziecka, jak i dorosłego Eda. Te powroty do lat dziecięcych były wzbogacane o trafne komentarze wskazujące, że rzeczywistość była postrzegana w typowy dla dziecka sposób.
Kredziarz” to nie tylko niezły thriller, w którym najważniejsze jest odkrycie „winnego”. Autorka pod pretekstem wciągającej fabuły snuje również bardzo ciekawe refleksje na temat przyjaźni, dojrzewania, samotności, poczucia winy i strachu. Doskonale nakreśla obraz przyjacielskich relacji z dzieciństwa oraz tego, co zostaje z takich dziecięcych przyjaźni. W „Kredziarzu” spotkacie również barwne postacie, które mają spory bagaż bardzo różnych doświadczeń, silnie oddziałujących na to kim są obecnie. Doceniam zatem portrety psychologiczne bohaterów występujących w „Kredziarzu”. To dobre uzupełnienie niezłej historii.
Historię opowiadaną przez Eda czyta się błyskawicznie. „Kredziarz” jest pełen tajemnic. Każda z ważniejszych postaci skrywa jakiś sekret. Z niecierpliwością czekałam na poznawanie kolejnych zdarzeń tak, aby poukładać sobie w głowie, co tak naprawdę zdarzyło się w roku 1986. To co odkrywamy w kolejnych rozdziałach sprawia, że chcemy więcej i więcej. Wciągnięta w niesamowitą historię oczekiwałam zatem naprawdę mocnego zakończenia. To, które zafundowała nam autorka, owszem było zaskakujące, ale nie do końca mnie przekonało. Mam wrażenie, że jest trochę przekombinowane i pozostawiające zbyt wiele znaków zapytania. Niemniej jednak „Kredziarza” zapamiętam jako nietuzinkową historię, po którą warto sięgnąć.





03 lutego

Nieodnaleziona – Remigiusz Mróz

Nieodnaleziona – Remigiusz Mróz



Od kilku dni na sklepowych półkach dostępna jest najnowsza powieść Remigiusza Mroza. Na „Nieodnalezioną” czekałam z wyjątkowym utęsknieniem od czerwca ubiegłego roku, kiedy to nasz rodzimy rekordzista w wydawaniu książek na Festiwalu książki w Opolu ogłosił, że niedługo pojawi się nowa książka, której akcja osadzona jest w moim (i Remigiusza) mieście. Na żadną z premier nie czekałam tak jak na tę kolejną (po „Behawioryście”) opolską powieść. No to przeczytałam. I trochę się obraziłam.


Wszystko zaczęło się dziesięć lat temu pod jednym z opolskich pubów nad opolską Młynówką (tak, właśnie to miejsce uwieczniłam na zdjęciu). Miały być oświadczyny i happy end, a był to najgorszy dzień w życiu Damiana. Chwilę po romantycznych zaręczynach para zostaje napadnięta. Gdy Damian Werner traci przytomność, Ewa znika bez śladu. Po dziesięciu latach Damian nagle trafia na ślad swojej narzeczonej. Wiedziony kolejnymi wskazówkami ma dotrzeć do prawdy. Ale czy mu się to uda? Co kryje się na końcu drogi, jaką dla niego przygotowano? Tego nie wie nikt.

Jak na książki Mroza przystało, akcja w „Nieodnalezionej” toczy się bardzo dynamicznie, jak zwykle trudno się również oderwać od lektury. Tym razem autor zdecydował się na dwie pierwszoosobowe narracje. Pierwszą z nich prowadzi Damian, którego historia rozpoczyna się w Opolu. Drugi głos został oddany Kassandrze, właścicielce biura detektywistycznego z Rewala. Jak się możecie domyślić, takie rozwiązanie sprawia, że Opola tutaj mamy zdecydowanie mniej niż w „Behawioryście”. Jeśli spodziewacie się kolejnych spacerów i pościgów na terenie tego miasta, to nie uświadczycie ich w „Nieodnalezionej”. Spodziewajcie się za to wielu innych ciekawych lokalizacji. Różnorodność miejsc akcji jest jednak mocnym atutem tej historii, ponieważ nadaje jeszcze większej dynamiki. Czytając ma się poczucie bycia w ciągłym ruchu. Wczucie się w lekturę może spowodować prawdziwe zmęczenie fizyczne ;-)

Już dawno żadna książka nie wywoływała we mnie takiej huśtawki nastrojów. Początek był naprawdę dobry, potem zaczęłam przeczuwać co wydarzy się dalej i trochę rozczarowałam się tym, że rzeczywiście jest tak, jak myślałam. Za chwilę pojawiła się kolejna fala wielkich emocji (i nadziei), kiedy autor postawił na mocne (i jednak zaskakujące) zakończenie. I wszystko byłoby w porządku. Przyjęłabym do wiadomości zaproponowany finał, gdyby nie to… że nagle wszystko się posypało, pozostało wiele niewyjaśnionych wątków, a to co zostało wyjaśnione miało w sobie wiele niespójności. No tak się nie robi!! Pokładałam w tej książce wielkie nadzieje, lektura była naprawdę emocjonująca, bohaterowie ciekawi, wszystko zapowiadało, że to będzie dobra książka, aż tu nagle finał, który pozostawia zbyt wiele pytań bez odpowiedzi, a także zbyt wiele sprzeczności. Mam wrażenie, że zakończenie zostało na szybko zmienione, ale autor zapomniał o połączeniu tego z wcześniejszymi wątkami.

Bardzo ważnym wątkiem poruszanym w lekturze jest przemoc wobec kobiet. Cieszę się, że Remigiusz Mróz korzystając ze swojej popularności stał się ambasadorem tak ważnej kampanii. A pisząc TAKĄ książkę przyczynia się do nagłośnienia tego problemu. Książkę kończy bardzo mądre posłowie, które trochę złagodziło mój żal, jaki odczuwałam po poznaniu zakończenia historii.



Copyright © 2016 Uwaga czytam , Blogger