Mam
wrażenie, że ostatnio mamy do czynienia z pewną modą na książki
dotyczące środowiska medycznego. Czasami głos zabierają
dziennikarze obserwujący funkcjonowanie szpitala i służb
ratunkowych (np. świetny dziennikarz wcieleniowy Paweł Reszka i
jego Mali bogowie 1 i 2), czasami są to sami lekarze (np. Adam Kay w
swojej książce „Będzie bolało”). Tym razem za sprawą
Weroniki Nawary głos zabierają przedstawiciele środowiska
pielęgniarskiego.
Chyba
nikt nie ma wątpliwości co do tego, że pielęgniarstwo to
niezwykle trudny i odpowiedzialny zawód. Jednocześnie
społeczeństwo ma skłonności do umniejszania roli pielęgniarek, a
pacjenci niejednokrotnie okazują niewdzięczność i sprawiają
problemy. Mimo to one dzielnie realizują swoją misję okupując to
niejednokrotnie własnym zdrowiem i kiepskimi relacjami w życiu
prywatnym. Książka pomaga zrozumieć na czym polega praca
pielęgniarek, poznać blaski i cienie pracy w tym zawodzie.
Opisywane przez przedstawicielki (i przedstawicieli, bo choć
pielęgniarstwo zdominowane jest przez kobiety, nie zabrakło
męskiego głosu) tej profesji doświadczenia ukazują ich
codzienność, trudności wynikające ze specyfiki pracy
pielęgniarki, ale i chwile dzięki którym wciąż widzą w tym
wszystkim sens. Cytowane wypowiedzi pozwalają na odczarowanie zawodu
pielęgniarki, ale także ukazują ich trudną sytuację (np. niskie
zarobki, niedobory kadrowe). Choć można odnieść wrażenie, że
książka ta pisana jest przez pielęgniarki i dla pielęgniarek, to
uważam, że jest to ważny głos w dyskusji na temat kondycji naszej
służby zdrowia.
Weronika
Nawara dopiero rozpoczyna swoją drogę w tym zawodzie. Choć to
ona wskazana jest na okładce jako autorka, książka ta ma wielu
autorów, ponieważ składa się właściwie z samych cytatów, a
komentarzy autorki jest w niej jak na lekarstwo (nomen omen).
Dzięki bezpośredniemu
przytaczaniu wypowiedzi osób, z którymi rozmawiała autorka udało
się zachować pewną naturalność, jednak mi zabrakło pełniejszej
i spójnej narracji
ze strony autorki. Owszem, dostrzegam starania nadania jakiegoś
porządku przytaczanym cytatom poprzez wprowadzenie tematycznych
rozdziałów, ale według mnie to za mało. Autorka na równi ze
swoimi indagowanymi opowiada o swoich doświadczeniach i
spostrzeżeniach, ale brakuje pełniejszej syntezy,
bardziej obiektywnych wniosków wynikających z przytaczanych
odpowiedzi.
Nie
zrozumcie mnie źle, bo „W czepku urodzone” to bardzo
interesująca lektura, poruszająca ważny i ciekawy temat, wnosząca
sporo nowej wiedzy do mojego życia i uświadamiająca jak dużą
rolę w szpitalnej machinie odgrywają pielęgniarki.
Wątpliwości budzi we mnie natomiast sama struktura książki i
wkład autorki w
jej napisanie. Czy
można powiedzieć, że ktoś napisał książkę, która w 90%
składa się z samych cytatów, które nie są interpretowane ani
analizowane? Nie przeczę, że samo dotarcie do pielęgniarek i
pielęgniarzy, którzy zgodzili się poświęcić czas na rozmowę z
autorką było dużym wysiłkiem, ale przetworzenie zgromadzonego
materiału to oddzielna kwestia. Nie sztuką jest stworzyć książkę
dokonując selekcji wypowiedzi innych osób, ważne
jest aby jeszcze dokonać ich analizy i przedstawić wnioski z nich
wynikające. Podsumowania
– odezwy do pielęgniarek, które kończą rozdziały, to jednak za
mało. Cytaty powinny służyć
raczej obrazowaniu tego, co autor chce przekazać odbiorcom, a
nie być bytem samym w sobie.
Tutaj proporcje zostały wyraźnie zachwiane – zdecydowanie
za mało (jak na książkę) głosu zabierała sama autorka.
I
mimo że trochę narzekam, to uważam, że warto sięgnąć „W
czepku urodzone”, choćby po
to aby uświadomić sobie, jak wielką pracę
wykonują pielęgniarki i
najzwyczajniej w świecie po prostu je docenić, a mając z nimi
styczność okazać im wdzięczność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz