Autorka
„Zakonnice odchodzą po cichu” wydała nową książkę. Tym
razem postanowiła skupić się na dzieciach księży. Kiedy pierwszy
raz (a było to w czerwcu 2017 roku na festiwalu książki w Opolu)
usłyszałam jakim tematem postanowiła zająć się autorka, bardzo
się ucieszyłam. Nie ukrywam, że po „Zakonnicach...” moje
oczekiwania względem nowego reportażu były ogromne. Autorka
próbowała zrozumieć co czują dzieci i matki księży oraz ich
pozycję w społeczeństwie.
Marta
Abramowicz na wstępie wspomina, że materiały do książki zbierała
przez dwa lata, że dotarła do bardzo wielu osób, które znają
przypadki księży, którzy złamali celibat i pełniąc posługę
kapłańską mają dzieci. Jednocześnie tłumaczy, że „problem”
ten jest powszechnie znany, ale stanowi temat tabu i bardzo trudno
było skłonić do rozmów matki, dzieci księży, czy samych
kapłanów. Ja mam jednak wrażenie, że autorce brakło
determinacji. Na książkę składa się dosłownie kilka historii o
dzieciach księży, a bardziej o matkach dzieci księży. Przy
czym historie te są trochę… nijakie. Gołym okiem widać, że do
książki zostały wprowadzone jedyne zgromadzone historie (na
których publikację autorka zyskała zgodę), nie zaś te, które
najlepiej odzwierciedlałyby istotę problemu lub ukazywałyby różne
przejawy problemu, a przede wszystkim różne perspektywy.
Przytoczone historie to jednak i tak najmocniejsza część tej
książki. W momencie, kiedy dopiero co zaostrzył się mój
apetyt i chciałam poznać kolejną historię okazało się, że…
to już wszystkie opowieści, które udało się zgromadzić autorce.
Mniej więcej w połowie książki kończy się wszystko to, co w
niej najlepsze. Całe mięso zostało rzucone, dalej mamy już tylko
okruchy.
W
drugiej części autorka przytacza przeprowadzone przez siebie
wywiady ze specjalistami (antropolożką, historykiem, byłym
księdzem), które są raczej naukowymi dywagacjami nijak
niepowiązanymi z opowiadanymi historiami. Czarę goryczy przelało
jednak przeprowadzone przez autorkę badanie ankietowe… wśród
studentów (głównie psychologii i socjologii, co już zupełnie
wypacza wyniki). Może Was nie będzie to raziło, ale włączyło
się moje zboczenie zawodowe i muszę to napisać: po raz kolejny
autorka poszła po najmniejszej linii oporu. Naprawdę? Badanie
ankietowe wśród trzech grup wykładowych ma nam powiedzieć
cokolwiek o analizowanym problemie i pozwolić na diagnozę postaw
wobec celibatu? Szczególnie, jeśli pytamy o to przyszłych
socjologów i psychologów, którzy nie są reprezentatywną grupą,
ze względu na inną wrażliwość społeczną. Jeśli autorce
zależało na poznaniu opinii młodego pokolenia i miała ograniczone
możliwości powinna pokusić się chociaż na przeprowadzenie
badania na losowej próbie studentów jednej, czy dwóch uczelni
(naprawdę można to zrobić nie wydając ani złotówki, mi do pracy
magisterskiej jakoś się udało).
Nie
sposób nie porównać „Dzieci księży...”, do „Celibatu.
Opowieści o miłości i pożądaniu” Marcina Wójcika. Jeśli
pamiętacie moją recenzję (a jeśli nie, to można ją przeczytać tutaj), byłam pod ogromnym wrażeniem tego, z
jaką rzetelnością i obiektywizmem podszedł do tematu autor.
Podczas gdy Marcin Wójcik starał się ukazać wielowymiarowość
problemu, różne perspektywy oraz wiarygodne statystyki, Marta
Abramowicz (mam takie wrażenie) poszła trochę na skróty i jedynie
pokazała nam malutki fragment układanki. A szkoda, bo podjęła się naprawdę ciekawego tematu.
Z
bólem serca to piszę, ale „Dzieci księży...” to chyba
największe rozczarowanie tego roku. Po „Zakonnicach...”spodziewałam się, że nowa książka utrzyma poziom, tymczasem
otrzymałam naprawdę słabą książkę. Jeśli interesuje Was temat
celibatu, to zdecydowanie bardziej polecam wspomniany wcześniej
reportaż Marcina Wójcika. O posiadania dzieci przez
księży, i reakcjach władz kościelnych na takie „wpadki”
więcej dowiecie się z „Celibatu”, niż z „Dzieci księży”.