Czy
tylko ja uważam, że dzieci w horrorach są najbardziej
przerażające? Gdy sięgnęłam po thriller psychologiczny
„Czarownice nie płoną” zamiast starać się jak najszybciej
rozwiązać zagadkę tajemniczych zdarzeń, do których zaczęło
dochodzić w małym prowincjonalnym miasteczku, gdy pojawiła się w
nim Ellie, ja dałam się wciągnąć w grę, która niejednokrotnie
przyprawiała mnie o dreszcze.
Kiedy
cała rodzina Ellie ginie w pożarze domu, jedenastoletnia
dziewczynka trafia do rodziny zastępczej mieszkającej w Lichocie.
Mniej więcej w tym samym czasie do swojego rodzinnego miasta wraca
Imogen – psycholożka, która chce rozpocząć nowe życie. Za
wszelką cenę chce pomóc dziewczynce poradzić sobie ze stratą,
samotnością oraz odnaleźć w nowej sytuacji. Nie może być
przecież tak, że o wszelkie zło oskarża się małą, bezbronną
dziewczynkę, która boryka się z traumą po stracie całej rodziny.
Dziwnym trafem jednak, złe rzeczy dzieją się tym, którzy w
jakikolwiek sposób narażą się Ellie. Czy to możliwe, aby
dziewczynka siłą woli robiła krzywdę innym? I czy miała coś
wspólnego z pożarem, w którym zginęła jej rodzina?
To
jest naprawdę mroczna historia. Cały świat wykreowany przez
autorkę tworzy klimat jak z horroru. Mamy tu małe miasteczko w
którym każdy zna każdego i żadna tajemnica się nie uchowa, nawet
jego nazwa (Lichota) jest przygnębiająca. Trudne do wyjaśnienia
zdarzenia, dziwne wypadki i przypadki, czytając łatwo odnieść
wrażenie, że zło czai się tuż za rogiem. Do tego dochodzi smutna
mała dziewczynka, która nie potrafi zdobyć akceptacji rówieśników.
W całej urzędniczej machinie nieco po macoszemu potraktowano jej
przypadek, a przecież niemal na jej oczach zginęła cała rodzina.
Jest samotna i szuka za wszelką cenę akceptacji oraz kogoś, kto
byłby do niej przychylnie nastawiony. No i jest jeszcze Imogen,
psycholożka borykająca się z własnymi problemami, pełna
wątpliwości i determinacji by pomóc dziewczynce. Młoda kobieta
robi wszystko co w jej mocy, walczy o normalne warunki sprzyjające
rozwojowi Ellie. Aby to się udało musi jednak zmierzyć się z
demonami przeszłości, które zostawiła opuszczając Lichotę wiele
lat wcześniej. Jej zaangażowanie
znacznie wykracza poza standardy zawodowe, ale
może tylko tak da się pomóc Ellie?
Autorka
nie tylko stworzyła niesamowity klimat, ale także poruszyła
istotne tematy takie jak brak akceptacji otoczenia, czy wpływ
dysfunkcyjnej rodziny na dorosłe życie osób, które nie zaznały
ciepła domowego ogniska. Żal mi serce ściskał gdy rozdział
po rozdziale odkrywałam z czym na co dzień musi borykać się
Ellie. Autorka bardzo dobrze przedstawiała perspektywę dziewczynki
– co prawda nie była to narracja pierwszoosobowa, ale oddawała
sposób myślenia dziecka. I choć bulwersowało mnie to, z jaką
reakcją otoczenia spotykała się Ellie, muszę przyznać, że i
mnie przerażała.
Zwykle
w thrillerach najważniejsze jest dla mnie rozwiązanie zagadki.
„Czarownice nie płoną” są tu poniekąd wyjątkiem. Oczywiście,
że byłam ciekawa jak to się wszystko skończy, nawet częściowo
przewidziałam finał, ale o wiele bardziej doceniam tym razem
klimat, który sprawił że wielkie emocje towarzyszyły aż do
ostatniej strony. „Czarownice nie płoną” to jeden z
lepszych thrillerów tego roku, to historia która przeraża,
bulwersuje, czasem wywołuje współczucie, czasami gniew. Jedno jest
pewne, to jedna z tych książek, która zostaje w głowie na dłużej
i skłania do zastanawiania się, jak dalej potoczyły się losy
dziewczynki i całej Lichoty.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Albatros.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz