Jeśli
przeczytacie opis wydawniczy na temat tej książki możecie poczuć
się trochę zagubieni. „Chłopiec, który widzi mrok. Mężczyzna,
który może go przed nim ochronić” –
kryje się w tym jakaś tajemnica, ale niekoniecznie zachęca do
sięgnięcia po tę pozycję. A to źle, bo „Chłopiec, który
widział” okazało się być jedną z najmilszych czytelniczych
niespodzianek tego roku.
Zaczyna się bardzo brutalnie, bo torturowaniem starego krawca
(uwaga: jest gorzej niż u Cartera!). Zabójca zostawia go na
pożarcie wygłodniałym szczurom, a na ścianie pozostawia podpis
„skończyć to, co zostało zaczęte”. Wnuczka ofiary wraz
z synem podążając za wytycznymi pozostawionymi przez dziadka
wyruszają w podróż przez pół Francji, aby spełnić ostatnią
wolę ofiary. Towarzyszy im tajemniczy Albinos, Salomon Creed, który
twierdzi, że jego celem jest uratowanie malca. Nie za bardzo wie
jak, jest trochę zagubiony i… ma w sobie sporo z „superbohatera”.
Tytułowy chłopiec, Leo posiada z kolei „super moc” - potrafi
widzieć aurę człowieka i dostrzec w nim mrok. Może tytuł nie
do końca oddaje to, o czym jest ta historia, bo „magiczne”
zdolności chłopca wcale nie odgrywają tu najważniejszej roli.
Gdybym sama miała zatytułować tę powieść prędzej posiliłabym
się kreatywnością mordercy i nadała tytuł „Skończyć to, co
zostało zaczęte”. Bo to wokół tego wszystko się kręci..
Na początku wspomniałam, że opis wydawniczy jest może trochę
dziwny, może niespecjalnie zachęca do sięgnięcia po tę lekturę.
Tymczasem już po kilku stronach przekonałam się o tym, jak
dobrze zrobiłam podejmując ryzyko sięgnięcia po „Chłopca...”.
Mnie skusiła obietnica nawiązania do Drugiej Wojny Światowej i
holokaustu. Wiecie, albo nie wiecie, ale ja bardzo
lubię tę tematykę. To znaczy niespecjalnie lubię książki
historyczne, ale właśnie powieści osadzone w czasach wojny.
Tymczasem akcja „Chłopca, który widział” dzieje się
współcześnie, mamy zagadkę kryminalną do rozwiązania, jest
ofiara, poszukujemy złoczyńcy. I już to byłoby materiałem na
fajny kryminał. Opowieść przeplatają jednak fragmenty zapisków
więźnia obozu pracy nazywanego Obozem Krawca, jednego z wielu
obozów służących zagładzie Żydów w okresie Drugiej Wojny
Światowej. Opisy te są naprawdę drastyczne, ukazują to, jak
traktowani byli więźniowie – raczej nie dla osób o słabych
nerwach. Z jednej strony więc mamy łatwą rozrywkę w postaci
kryminału, z drugiej przytłaczające opisy ludzkiego cierpienia.
Wszystko to łączy się w niebanalną całość. Choć sam autor
miał trochę wyrzuty sumienia łącząc temat holokaustu z
literaturą, której głównym zadaniem jest dostarczenie rozrywki,
to ja uważam, że zrobił to bardzo dobrze i z wyczuciem smaku.
„Chłopiec, który widział” jest bardzo fajnie skonstruowany.
Dzieje się naprawdę dużo, mamy dużo akcji. Narracja poprowadzona
jest z kilku perspektyw, dzięki czemu autor mógł poświęcić
słuszną porcję uwagi wszystkim kluczowym bohaterom. Nie ma tu
przypadkowych lub niedopracowanych postaci, każda z nich została
dość konkretnie scharakteryzowana. Krótkie rozdziały, ciągła
zmiana perspektywy, pościg, poszukiwanie rozwiązania zagadki
związanej z zamordowanym ocalałym z Obozu Krawca – to wszystko
sprawia, że książkę czyta się błyskawicznie, mimo że do
najcieńszych nie należy.
Przyznam szczerze, że nie spodziewałam się tak dobrej lektury.
Mimo, że akcja dzieje się współcześnie historia związana z
pewnym obozem koncentracyjnym ulokowanym na terenie Francji odgrywa
istotną rolę w całej tej historii. Dzięki temu, „Chłopiec,
który widział” nie jest najprostszą z możliwych form
czytelniczej rozrywki, ale porusza ważne i poważne tematy takie jak
trudna historia, jej wpływ na czasy współczesne, czy odkrywanie
własnej historii i rodzinnych tajemnic.
Jeszcze jedna uwaga, bo pojawiało się sporo pytań: Salomon Creed
jest bohaterem drugiej książki z serii, jednak brak znajomości
pierwszego tomu w ogóle nie przeszkadza w lekturze – drugi tom to
zupełnie odrębna historia, akcja dzieje się bowiem we Francji, a
sprawa sięga aż do czasów Drugiej Wojny Światowej. Oczywiście są
pewne elementy spinające obie części, ale śmiało można czytać
bez znajomości tej pierwszej.
Polecam
z całego serca!
Za możliwość lektury przedpremierowo dziękuję Wydawnictwu Albatros :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz