Paryż potrafi oczarować. To miasto świateł, które potrafi rzucić urok i przyciągać o wiele mocniej niż siła grawitacji. Nic dziwnego, że widząc Paryż w tytule i Francję w pigułce na okładce nie mogłam przejść obojętnie obok tej pozycji. Opis obiecywał zabawną i lekką powieść dla wszystkich, którzy choć przez chwilę byli zafascynowani Paryżem. Otrzymałam jednak coś zupełnie odmiennego co nijak nie ma się do tej obietnicy.
„Zawsze
będziemy mieli Paryż” to opowieść o tym, jak Brytyjka,
nastoletnia jeszcze wtedy Emma zafascynowana docierającymi do niej
skrawkami „francuskości” podjęła odważną decyzję: jak
dorosnę zostanę Francuzką. Już sam podtytuł pozwala domyślić
się, że nie okazało się to być taką prostą sprawą. Całe
życie poświęciła realizacji tego celu: nauka języka, wnikanie w
kulturę francuską (przede wszystkim przez wytwory kultury
popularnej), czy wyjazd do Francji. To tam poznaje swojego przyszłego
męża (Francuza, a jakże!). Kolejne rozdziały to opis kolejnych lat,
zwykłej prozy życia. Kiedy małżeństwo przeprowadza się do
Paryża nagle okazuje się, że to niekoniecznie oznacza spełnienie
marzeń naszej bohaterki.
Szybko
okazało się, że ta powieść to nie tylko historia kobiety
szukającej swojej drogi, ale przede wszystkim opowieść o konflikcie ról
pomiędzy „brytyjskością” a „francuskością”. Bycie
Francuzką z całym tym brytyjskim bagażem doświadczeń wcale nie
jest takie proste. Bo przecież nie tylko stereotypy opisują
narody. Każda większa grupa rządzi się swoimi prawami i ma swoje
specyficzne cechy. Obserwowanie z jakimi dylematami zmierza się
bohaterka, jak trudno jest się wyzbyć toku myślenia
charakterystycznego dla Brytyjczyków była najciekawszym wątkiem w
całej tej historii. Zresztą, tak na marginesie – świetny portret
Anglików stworzyła kiedyś Kate Fox w swojej książce „Przejrzeć
Anglików. Ukryte zasady angielskiego zachowania” (polecam!). Nie
zdziwiłam się zatem, że nawet autorka powołuje się na tę
książkę w swojej powieści.
Zasadniczo
jednak, „Zawsze będziemy mieli Paryż” to powieść o
poszukiwaniu własnej drogi, trudach macierzyństwa, radzeniu sobie z
traumą, odkrywaniu siebie i swoich potrzeb. To także opowieść
o prozie życia na obczyźnie i problemach codzienności. Ta
powieść, to historia życia autorki. Wydaje mi się, że napisanie
jej było dla niej pewnego rodzaju rozliczeniem z przeszłością,
formą terapii. Całość, składająca się z nieco przydługich
monologów niemal zupełnie pozbawionych dialogów przepełniona jest
nostalgią i negatywnymi emocjami. Nie do końca udało mi się
zrozumieć co czuje bohaterka/autorka, jej wyborów i postaw
życiowych. Może dlatego lektura okazała się nie taka łatwa i
przyjemna jak obiecywano.
O
„Zawsze będziemy mieli Paryż” można powiedzieć wiele, ale na
pewno nie jest to lekka lektura. Trochę zbierałam się do
napisania o książce, która najpierw mnie zaintrygowała, potem
trochę znudziła, bardzo zdołowała a na koniec sprawiła, że
pojawiła się iskierka nadziei. Czy ostatecznie uważam, że warto
po nią sięgnąć? Chyba tak. Może nie wszystko musi być białe
albo czarne, nie zawsze musi pojawić się jasne określenie: warto,
czy nie warto. Tym razem decyzję pozostawię Wam.