Ile
razy zastanawialiście się
nad tym, co by było,
gdyby tak cofnąć czas? Jak potoczyłyby się Wasze losy? Ba! Jak
potoczyłaby się historia, gdyby coś kiedyś zadziało się
inaczej? A gdybyś u kresu życia, mając te osiemdziesiąt parę
lat, mógł cofnąć się pięćdziesiąt lat wstecz, do swoich
najlepszych lat młodości i dostać szansę, aby przeżyć swoje
życie raz jeszcze? Czy wszystko potoczyłoby się JAK ZAWSZE?
„Jak
zawsze” Zygmunta Miłoszewskiego to moje pierwsze spotkanie z tym
autorem. Co prawda od dawna mam chrapkę na poznanie jego
najsłynniejszej serii z Teodorem Szackim, ale jeszcze jakoś się to
nie zdarzyło. Może to i dobrze, bo podobno to zupełnie inny rodzaj
literatury, a zatem
udaje mi się uniknąć porównań.
Próba zgłębienia
tajników nowego dla niego gatunku okazała się niezwykle owocna.
A dzieło, które
stworzył to świetna tragikomedia ironiczno-romantyczna.
Główni
bohaterowie przeżywają właśnie 50 rocznicę swojego pierwszego
stosunku. W
tajemniczych okolicznościach oboje dostają jeszcze jedną szansę –
cofają się do roku 1963, do alternatywnej wersji Warszawy. Jeszcze
raz stają przed życiowymi wyborami, przed jeszcze
jedną szansą przeżycia
swojego. To wszystko ma miejsce w niby tej samej, ale zupełnie innej
polskiej rzeczywistości. Jestem
zafascynowana
pomysłem na tę powieść.
Co byłoby gdybyśmy po wojnie nie znaleźli się w bloku wschodnim?
Jak ukształtowałyby się losy milionów Polaków, gdyby nie czasy
PRL, puste półki i walka o każdy towar? Gdyby dano nam wolność
wyboru i dobrobyt, idealne warunki do intensywnego rozwoju i sojuszu
z Zachodem? Jak jako Polacy wykorzystalibyśmy daną nam szansę?
Między innymi do
takich refleksji skłania lektura „Jak zawsze”.
„Jak
zawsze” to również intrygująca podróż po Warszawie, jakiej
nie znamy. Jest rok 1963, ale stolica
znacząco różni się od tego, jak zapamiętali ją
główni bohaterowie. Chodzą tymi samymi ulicami, ale widzą
zupełnie inne miasto, choć
niektóre dzielnice i ulice funkcjonują w swojej „tradycyjnej”
formie. W
alternatywnej Warszawie roku 1963 na
inne elementy kładziony jest nacisk, powstają inne obiekty i
pomniki. Brakuje wizytówki Warszawy – Pałacu Kultury i Nauki.
Nawet gdyby fabuła była słaba, to warto byłoby przeczytać tę
książkę dla samym opisów tego miasta.
Na
uwagę zasługuje też genialne poczucie humoru i sposób
poprowadzenia narracji.
W pierwszej osobie historię opowiada Grażyna – (prawie) 80-latka
w ciele niespełna 30-letniej kobiety próbująca odnaleźć się
świecie, w którym role przypisane kobiecie znacząco różniły się
od obecnych obyczajów. Grażka
ma naprawdę fajne poczucie humoru, do tego jej przemyślenia bardzo
trafnie oddają obraz nas samych
– współczesnych ludzi, a przede wszystkim naszą polską
mentalność. Zdradzę jeszcze, że bohaterka bez ogródek opowiada o
swojej seksualności, co czasami bawi, a czasami również jest
pretekstem do refleksji o nas samych. Rozdziały
opowiadane przez Grażynę przeplatane są przez tradycyjną, 3-cio
osobową narrację ukazującą perspektywę Ludwika – mężczyzny,
z którym spędziła ostatnie 50 lat. I
w tym przypadku
historia pełna jest trafnych i ironicznych opisów odnoszących się
do dawnych i aktualnych czasów.
Najważniejsze
jest to, że „Jak
zawsze” to bardzo trafny obraz nas – Polaków.
Kim jesteśmy jako naród, jakie wartości wyznajemy i co jest naszą
największą wadą narodową? W sposób lekki i przystępny Pan
Miłoszewski prezentuje to ze świetnym, ironicznym poczuciem humoru.
„Jak zawsze” to nie
tylko doskonała
rozrywka, ale także punkt zaczepienia dla dalszych rozważań.
Lubię, kiedy literatura, powiedzmy „rozrywkowa”, niesie za sobą
jakieś większe przesłanie.
Ja
jestem zachwycona tą powieścią. „Jak
zawsze” ujmuje oryginalnym pomysłem na podróż w czasoprzestrzeni
do alternatywnej przeszłości narodu polskiego. Autor
bawi się przy tym formą oferując nam świetną rozrywkę połączoną
z lekcją o nas samych. Książka choć zabawna i dowcipna skłania
do wielu refleksji nad współczesnym człowiekiem oraz nad naszymi
cechami narodowymi.
Teraz już wiem, że na pewno sięgnę po tę książkę! Dzięki ;)
OdpowiedzUsuńMalwina