Dobry
thriller, to dla mnie przede wszystkim zaskakujące zwroty akcji i
napięcie towarzyszące nam przez całą lekturę. „Czasami kłamię”
- debiutancka powieść Alice Feeney spełnia te kryteria idealnie.
Sięgając po tę książkę niejednokrotnie otworzycie usta ze
zdziwienia, jak bardzo pokręcona jest historia dwóch sióstr: Amber
i Claire.
Amber
jest w śpiączce. Utraciła zupełną kontrolę nad własnym ciałem,
a jednak jej umysł pracuje na najwyższych obrotach. Rozdział
po rozdziale, bohaterka odkrywa przed sobą samą i przed
czytelnikiem dni poprzedzające wypadek samochodowy, któremu uległa
w święta Bożego Narodzenia. Historię te przeplatają migawki
teraźniejszości, przy szpitalnym łóżku czuwają mąż i siostra,
pacjentkę odwiedza również tajemniczy mężczyzna, którego
podświadomie boi się Amber. Właściwą fabułę przeplatają
zapiski z pamiętnika 10 letniej dziewczynki ukazując genezę
zdarzeń, do których dochodzi tu i teraz. Już samo to wydaje się
nieco poplątane, czyż nie? A teraz dołóżmy do tego fakt, że
Amber czasami kłamie. Co
jest prawdą, a co nie? Komu wierzyć i czyją stronę wybrać? A
przede wszystkim.. o co w tym wszystkim chodzi? To skomplikowane, ale
dopiero czytając tę
książkę odkryjecie jak
bardzo.
Na
uwagę zasługuje przede wszystkim pomysł przyjęcia
pierwszoosobowej narracji osoby, która niemal całkowicie odcięta
jest od zewnętrznego świata. Nie może otworzyć oczu, nie panuje
nad swoją fizjologią, przy życiu podtrzymują ją maszyny, ale
jest tutaj z nami. Ona słyszy, ale nie jest w stanie nawiązać
kontaktu ze światem
zewnętrznym. A
więc tylko leży, myśli i
czuje. To zaskakujący pomysł, ale moim zdaniem bardzo udany.
Szokującym doznaniem było również odkrywanie
szczegółów relacji pomiędzy siostrami.
Autorka mistrzowsko zbudowała historię Amber i Claire.
Za każdym razem, kiedy
wydawało mi się, że trochę rozumiem o co w tej relacji chodzi,
okazywało się, że to szalona gra. A przecież Amber czasami
kłamie…
Akcja
w „Czasami kłamię” toczy się błyskawicznie, właściwie każdy
rozdział przedstawia nam jakiś nowy ważny element układanki. To
bardzo zawiła i nieprzewidywalna układanka. Na pewno czytając
książki tego typu, podobnie jak ja, próbujecie przewidzieć
zakończenie, przechytrzyć autora,
aby móc z dumą (i rozczarowaniem) oznajmić, że przejrzeliście go
na wylot. W tym przypadku
historia jest tak pokręcona i szokująca, że po prostu
nie da się przewidzieć jak potoczy się akcja.
Nawet jeśli będzie Wam się wydawało, że wiecie, do czego to
wszystko zmierza, na koniec i tak szczęka uderzy wam o podłogę,
gdy poznacie finał. To jedna z najbardziej pokręconych i
zaskakujących książek, jakie czytałam w ostatnim czasie.
Przyznaję,
że pojawiały się momenty, w których dochodziłam do wniosku, że
autorka przesadziła, że to,
do czego dochodzi w tej historii to już za
daleki odlot. Chociaż z drugiej strony, te wszystkie zdarzenia
składają się na historię, która na długo zapada w pamięć. Bo
choć już
na początku wiemy,
że książka ta skrywa pewne tajemnice, to nie sposób przewidzieć,
że to tylko wierzchołek góry lodowej. Ja
polecam gorąco tę lekturę. Fakt, że akcja toczy się w okolicach
Bożego Narodzenia sprawia, że jest to idealny czas na jej lekturę!