Tym
razem nie opowiem Wam o żadnej wydawniczej nowości. W moje ręce
trafiła bowiem anielska fantastyka, którą można już chyba
włączać do kanonu polskiej fantastyki. Zapraszam Was do Królestwa
Niebieskiego, krainy miodem i mlekiem płynącej… ale czy na pewno
tak wygląda Niebo?
Jeżeli
jesteście znudzeni wizją Królestwa Niebieskiego, w którym małe,
tłuste aniołki przepasane prześcieradłem, z aureolką i harfą
siedzą na chmurkach, delektują się wieczną radością i
szczęściem kąsając co lepsze kąski i popiją boski nektar… to
mam dla Was coś odpowiedniego! Maja Lidia Kossakowska stworzyła
niesamowity świat, w którym Pana nie ma, a w niebiosach panuje
chaos. Ale burdel w tym niebie! Cóż za
nieokrzesane anioły i archanioły zabrały się za wprowadzanie
swoich porządków w Królestwie?!
Pozostawione
same sobie, niepilnowane i obdarzone wolną wolą zastępy niebieskie
nijak mają się do naszych wyobrażeń o aniołach i archaniołach.
Nic co ludzkie nie jest im obce. Zdarza im się przeklinać (wcale
nie tak rzadko), pić alkohol, a nawet bywać w burdelach. A do
tego wszystkiego potrafią kochać i nienawidzić. Pan milczy, a
archaniołowie podzielili się władzą w Królestwie próbując
utrzymać nieobecność Pana w tajemnicy. Tymczasem Cień jest coraz
bliżej. Siewca Wiatru (Antykreator) nadchodzi, ale kto stawi mu
czoła? I jak, skoro Daimon – Niszczyciel Światów, Abbadon bez
dotknięcia Pana jest bezradny?
Chociaż
klimat bitew, walki dobra i zła, brutalnych wojen
to niezupełnie moje klimaty, to Kossakowska ujęła mnie kreacją
bohaterów i genialnie skonstruowanym światem. Wśród głównych
bohaterów nie mogło zabraknąć Archaniołów: Gabriela (vel
Gabrysia, Dżibrila), Michała (Michasia, Michalea), Razjela, czy
Rafaela. Pojawia się nawet Lucyfer (ksywa Lampka), który jest
zszokowany jego wygnaniem z Królestwa. Oczywiście jest i wspomniany
wcześniej Daimon Frey – główny bohater powieści. Powiedzieć,
że stworzone postaci są charakterne, to mało. Wszyscy mają
bogate osobowości, własne poczucie humoru i swój specyficzny
sposób postrzegania rzeczywistości. Anielscy przyjaciele chodzą na
piwo do tawerny „Pod Gorejącym Krzewem”, a na Ziemi mają swoje
ulubione miejsca.
Mimo
że książka traktuje o wydarzeniach dramatycznych i ostatecznych,
wprowadzone przez autorkę dialogi bywają bardzo zabawne. Właściwie
to one sprawiają, że nawet gdy fragmentami sama fabuła nie porywa
jakoś specjalnie, to toczące się w Królestwie (i trochę poza
nim) rozmowy wciągały i zmuszały do dalszej lektury.
Niejednokrotnie podczas lektury głośno się zaśmiałam, a
przyznam, że rzadko mi się to zdarza.
- Puść trony! - Utknęły! - Chalkedry? - Walczą ze smokami! - Kurwa! - Kurew też nie mam! - wrzasnął wściekle Gabriel, a oko zachrzęściło i zamarło. - Fajnie – mruknął Pan Zastępów.
Co do świata, a właściwie wszechświata razem z niebem i
piekłem, bytem i nicością, dziełem stworzenia… i tak dalej –
to co stworzyła Kossakowska jest po prostu idealne. Liczne
odwołania do kultury, a także określenia biblijne zaadaptowane na
potrzeby powieści nadają pewnego realizmu (a pamiętajmy, że to
wciąż fantastyka!). Ponadto, stworzony świat jest wielowymiarowy,
a my podczas lektury odkrywamy jego kolejne mroczne i niemroczne
zakamarki. Ale żeby poczuć klimat tego świata, „Siewcę
Wiatru” trzeba po prostu przeczytać!