Zdawałoby się, że o jedzeniu powiedziano już wszystko. Powiedzieć można by również, że co naukowiec to inna teoria odnośnie tego, co jest zdrowe i co nam służy, a czego się wystrzegać w naszej codziennej diecie. Za udzielanie rad odnośnie żywienia zabierają się kucharze, celebryci, dietetycy i osoby z ulicy. A co jeśli do głosu dopuścić naukowców, którzy od lat prowadzą badania nad różnymi kategoriami pokarmów? Autorzy książki „Dieta smartfood” podchodzą to kwestii żywienia bardzo naukowo – przedstawiają wiarygodne wyniki badań lub sygnalizują, gdy mogą one być podważone.
To
co musicie wiedzieć to to, że „Dieta smartfood”
to nie jest książka o odchudzaniu. Koncepcja jedzenia „smart”
jest raczej stylem życia, zbiorem sugestii na temat jedzenia,
zachęceniem do kwestionowania tego co jemy (czytajmy etykiety!) i do
bardziej uważnego komponowania posiłków (warzywka na stół przede
wszystkim!). Punktem wyjścia do diety „smartfood” jest
wprowadzenie i regularne spożywanie „super produktów”, które
można podzielić na dwie kategorie: „longevity smartfood”
(produkty spożywcze zdolne wpływać na długowieczność) oraz
„protective smartfood” (produkty, które chronią nas przed
chorobami i nadmiernymi kilogramami). Niektóre produkty, które
postrzegane są jako super produkty były dla mnie niemałym
zaskoczeniem – pomiędzy różnymi owocami i warzywami
znalazłam czekoladę (! no dobra. Gorzką. minimum 70%… ale
czekoladę!) oraz czarną i zieloną herbatę (myślałam, że to
używki – mniej więcej jak kawa).
Po
pierwszej części książki, w której odwołując się do wyników
badań naukowców z całego świata zaprezentowane zostały
superprodukty oraz ich super moce, druga to rozprawienie się z
wieloma mitami dotyczącymi żywienia, z kolei trzecia to
przystąpienie do działania i wdrażanie filozofii „smartfood” w
codziennej diecie.
Rozdział
„fakty i mity” to według mnie najciekawsza część tej książki.
O ile pierwsza część zawierała dość skomplikowane opisy
odnoszące się do genetyki i skomplikowanych mechanizmów
biologicznych, co zwykłego odbiorcę może trochę przytłaczać, o
tyle kolejne rozdziały są o wiele łatwiejsze w odbiorze.
Wprowadzony schemat żywieniowy to bardzo ogólne ramy, w które
może wpasować się każdy dostosowując jadłospis do swoich
przyzwyczajeń i potrzeb. Co ważne, autorzy pomagają zabrać
się za zmienienie naszej diety wprowadzając elementy interakcji z
czytelnikiem (m.in. test samooceny żywieniowej, wzór dziennika
żywieniowego, checklisty kategorii produktów). To nie jest ścisła
dieta, którą można zacząć na „hura” a po miesiącu wrócić
do starych nawyków. Ta książka to wprowadzenie w długotrwały
proces przejścia od dotychczasowych przyzwyczajeń do zdrowego trybu
życia. To nie jest opis diety odchudzającej, a zestaw wskazówek
jak jeść zdrowo. Po prostu zdrowo, bez jakiś restrykcyjnych
ograniczeń i katorżniczych diet. Ewentualna utrata zbędnych
kilogramów to raczej efekt uboczny, a nie cel sam w sobie.
Mnie
ogrom wiedzy z pierwszych rozdziałów nieco przytłoczył i
przystopował w lekturze – musiałam dawkować sobie czytanie. Ale
chyba czasem mniej znaczy więcej, bo kiedy czytałam po kilka stron
dziennie okazało się, że przykładam większą uwagę do tego, o
czym czytam i cała ta wiedza mogła mi się jakoś uleżeć i
przetrawić (skoro już mowa o jedzeniu :-)) .
Informacji
w tej książce jest tak dużo, że nie jest to raczej książka,
którą można przeczytać i odłożyć na półkę. To książka, do
której dobrze będzie wracać, choćby po to, aby przypomnieć sobie
najważniejsze zasady składające się na dietę „smartfood”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz